niedziela, 3 stycznia 2016

2016-01-02 Festiwal jedynek

Po noworocznej potyczce z Tomkiem, przyszedł czas na sobotnie odwiedziny w głogowskim MCWR, gdzie w świetlicy zaczyna nam się klarować stały klub miłośników bitewniaków i planszówek.

Dziś chłopaki grali w Warhammera 40K, inni zaczęli kampanię Descenta, pojawił się jeszcze Munchkin, a my z Marcinem (który przyjął w naszym plutonie ksywę Szatan) zagraliśmy kolejną bitwę w ramach edukacji flamesowej.

Mimo pełnej świadomości poziomu swojej wiedzy, a właściwie niewiedzy, z braku lepszego nauczyciela, służę Marcinowi za przewodnika w świecie flamesowym. A przy okazji świetnie się bawimy.



Dziś w ramach powyższej edukacji rozegraliśmy kolejną bitwę. Dotychczas potykaliśmy się z Marcinem praktycznie wyłącznie czołgami - teraz przyszedł czas pójść krok dalej i naprzeciw niemieckim czołgom stanęła piechota - konkretnie spadochroniarze polskiej 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Tak w szczegółach to po mojej stronie były trzy plutony spadochroniarzy wsprarte plutonem Shermanów z dwoma Firefly'mi. Po drugiej zaś stronie stanęły dwa trzyczołgowe plutony - Panter i Pz IV, dwa czołgi Pz IV dowództwa i trzy Pumy w plutonie zwiadu.

W związku z pojawieniem się piechoty i zwiadu przerobiliśmy trochę nowych tematów ;-) Na początek jednak po raz pierwszy w bitwie z Marcinem wylosowaliśmy misję - poprzednio albo popychaliśmy zwykłą strzelaninę bez celów i zasad potyczki - po to by nauczyć się jak ruszać różnymi drużynami i w różnym terenie, strzelać, trafiać, przydzielać trafienia, co to są plutony i drużyny itd. albo graliśmy wybraną przeze mnie najprostszą misję.

Wylosowaliśmy więc misję zgodnie z regułami ... no może prawie zgodnie, bo kiedy wypadła misja Fighting Withdrawal to mnie jednak siły do tłumaczenia opuściły, bo wydaje mi się ona najbardziej zamiąchaną misją, wśród wszystkich we Flames of War - a kilka jest faktycznie dość ... specyficznych ... W efekcie zarządziłem ponowne losowanie i wypadło ... Fighting Withdrawal ... Ale do trzech razy sztuka i za trzecim razem trafiło na misję Hasty Attack. I tę właśnie misję zagraliśmy, atakującą stroną był Marcin jako pancerniak ...

Nie będzie tradycyjnego raportu z bitwy, ponieważ nie robiliśmy regularnie zdjęć - granie i prezentowanie zasad jednocześnie wystarczą - na fotoreportaże przyjdzie jeszcze czas. Na razie więc tylko krótki opis przebiegu bitwy i garść zdjęć robionych telefonem (za jakość jednego i drugiego z góry przepraszam).

W dużym skrócie wystawiłem jeden duży pluton spadochroniarzy na środku w rejonie dwóch znaczników - trzeci był pod ostrzałem ukrytych za ruinami Shermanów. Wówczas Marcin zgodnie z regułami tej misji zdjął jeden ze znaczników. Był to jeden z tych, które chroniła moja piechota. Marcin wystawił  Pantery pozostawiając w rezerwie Pz IV i zwiadowcze Pumy (proksowane przez SdKfz 250).

Skład niemieckiej kompanii PDF

Skład polskiej kompanii PDF

Marcin wjechał Panterami w lasek by mieć conceal'a i czekał na nadejście rezerw ewentualnie strzelając do tych z moich drużyn które się ruszyły i  straciły status Gone to Ground - były to te drużyny piechoty, które chroniły zdjęty znacznik celu. Decyzja była chyba dość racjonalna, bo przerzucenie ich w rejon nie chronionego znacznika było logiczne. 

Oczywiście nie obyło się bez posunięć bezsensownych - otóż w miejscu usuniętego znacznika pozostały dwie drużyny. Idea była taka że miały tma pozostać i opóźniać ewentualny atak z flanki. Jednak łatwo je było ominąć, a dodatkowo wystawione były na strzał oraz umożliwiały wykorzystanie zasady Eyes & ears przez zwiad niemiecki i odgroundowanie prawie całej reszty ich plutonu  macierzystego. Ale to później.

Od samego początku Marcinowi nie szły kości - najpierw rezerwy nie wchodziły, potem przy trafianiu była masakra - i to nie to, że nie trafiał, bo trafić było trudno - przez pierwsze tury trafiał w większości na 6+. Gorsze było to, że jak już w końcu trafiał z Panter (i automatycznie przebijał pancerz) to wówczas test Firepower wypadał poniżej 3 ... w ciągu całej bitwy Pantery trafiły chyba 6 razy (nie licząc dogrywki po zrealizowaniu misji) i za każdym razem Firepower był nieudany ... więc moje Firefly były co najwyżej uszkodzone (dodajmy jednak że i po mojej stronie mimo przerzutów nie udawało się odbailować czołgów częściej niż by to statystyka przewidywała.

Kiedy wreszcie pojawiły się Pz IV (chyba dopiero w czwartej turze) i dołączyły do chórku strzelających Niemców strzelały równie celnie. A szczytem wszystkiego był bodaj save (a może to było na trafienie?) z wynikiem o takim ...


W efekcie takich "fartownych" rzutów na samym początku Marcin stracił jedną Panterę, a prawe skrzydło było ciągle szachowane przez dwa Firefly'e. Pozostałe Shermany przeskoczyły na lewe skrzydło, gdzie najpierw zniszczyły czołg zastępcy dowódcy kompanii, a potem wspierały atak piechurów którzy wyszli z rezerwy na krańcu stołu i potem biegli w kierunku znacznika celu w strefie niemieckiej. 

W międzyczasie rozstawiony od początku pluton spadochroniarzy obsadził jeden znacznik, a drugi duży pluton spadochroniarzy drugi znacznik - pomimo ostrzału ze strony wszystkich Pz IV. Przez cały czas pojedynek strzelecki 2 Firefly'ów z 2 Panterami był nierozstrzygnięty - brytyjskie czołgi bywały co najwyżej uszkodzone.

Na lewym skrzydle atak piechoty i Shermanów powstrzymywały Pumy, ale trafiały równie celnie jak inne jednostki niemieckie i w efekcie zostały minięte, ostrzelane i w końcu zwiały, a Shermany zajęły znacznik celu - podczas gdy po drugiej stronie niemieckie czołgi wciąż się kopały ze spadochroniarzami. Tak więc zwycięstwo po stronie polskiej i wierzcie mi, że Marcin wielu błędów nie popełnił ale z takimi rzutami kośćmi to po prostu nie miał szans. 

Gdybym miał mówić o błędach to chyba można powiedzieć, że Marcin mógł mniej statycznie grać Panterami - podjechać nimi bliżej i korzystając z silniejszego pancerza i możliwości oflankowania zniszczyć Firefly'e. Większa agresywność pozwoliłaby również wejście w rejon znacznika w rogu pola bitwy zanim pojawił się tam drugi pluton piechoty. Drugim błędem było chyba również przepuszczenie dwóch Shermanów w niebroniony rejon drugiego znacznika - trzeba było najpierw rozprawić się z nimi korzystając z obu plutonów pancernych a potem wrócić do atakowania znaczników w strefie polskiej. Po części winę za wynik meczu ponoszę i ja - ponieważ taką rozpiskę Marcinowi przygotowałem i zapewne była kiepska - ale robiłem ją rano po krótkim spaniu i lepiej wymyślić nie zdążyłem. 

Zresztą zabawa była świetna, Marcin zniósł porażkę i kościany festiwal jedynek dzielnie, koncentrując się na wielu nowych dla niego naukach (przećwiczyliśmy walkę z piechotą, podstawowe zasady zwiadowców, strzelanie, walkę wręcz, wybrane zasady misji, a więc naprawdę sporo na początek) i wszyscy byli zadowoleni. 

Na koniec jeszcze kilka fotek z bitwy ...

To już dość zaawansowany moment bitwy przedstawiający strefę obronną Polaków - wokół zielonego znacznika pluton spadochroniarzy, za ruinami pochowane Firefly'e. W lesie w głębi Pantery i dowódca w Pz IV, po prawej pluton Pz IV:


Po lewej stronie widać Shermany ukryte za lasem, a za kolejnym Pumy

Rejon "zielonego" znacznika:

Pumy (w postaci SdKfz 250) i mały spadochroniarzy, który dwa razy próbował szarżować na Pumy i za każdym razem nie zdawał testu Tank Terror ... (na 3+):

Tu już widać po prawej stronie drugi pluton spadochroniarzy którzy zajęli "szary" znacznik celu:

I znów "zielony" znacznik ...

  Końcowa faza bitwy - Pz IV zalewają ołowiem spadochroniarzy, ale bez skutku ...

Pz IV na pierwszym planie - Pantery w tle:

Shermany i mały pluton spadochroniarzy na znaczniku w strefie niemieckiej:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz